Witajcie
Muffiny bananowe z czekoladą orzechową
Jak widzicie nie kosmetykami i ubraniami żyje Kobieta Nieidealna. Czasem coś upiekę i to z całkiem niezłym skutkiem. Nazbierałam sporo zdjęć swoich dzieł kulinarnych, więc postanowiłam dzielić się z Wami moimi sprawdzonymi daniami. Głównie będą to wypieki, bo jakoś są najbardziej fotogeniczne. Jak mam ując ładnie na zdjęciu flaczki, hmm. Muszę poćwiczyć:).
Lubię proste przepisy, które mogę zmodyfikować dla swoich potrzeb. A to zostanie mi coś z obiadu, albo też kupię dwa kilo bananów w cenie jednego. A potem trzeba coś z nimi zrobić! Muffinki spraktykowałam na wiele sposobów. Z początku musiałam się pozbyć zalegającej w domu czekolady, w tym także zajączków, mikołajków ect. Właściwie nie znam osoby, która nie lubi tych małych, wilgotnych babeczek. Na słono, słodko i z przemyconą dynią w środku. Muffiny to naprawdę wielkie pole do popisu. Do tego nie wymagają jakiś specjalnych umiejętności kulinarnych czy też wypasionego sprzętu.
Dzisiejsza propozycja to muffiny z bananami i czekoladą orzechową. Są wilgotne, naturalnie słodkie i lekko chrupiące dzięki orzechom w czekoladzie. Szybka przekąska dla niespodziewanych gości. Można je spakować do pudełka i zabrać do kawy w pracy, czy na piknik.
Muffiny bananowe z czekoladą
Składniki
*bardzo dojrzałe banany , 4 sztuki
*jajka, 2 średniej wielkości
*olej, 3/4 szklanki
*mąka pszenna, 2 niepełne szklanki
*proszek do pieczenia, 1 łyżeczka
*tabliczka czekolady mlecznej z orzechami
*szczypta soli
*szczypta sody
*2 - 4 łyżki cukru
Co do składników
Banany im bardziej dojrzałe tym lepiej. Nie przejmujcie się,że zaczynają być brązowe bo tego i tak nie będzie widać. Zresztą lepiej się dadzą pognieść, jak będą miękkie.
Czekolada może być różna, ale ta z orzechami daje nie tylko ciekawy posmak, ale i efekt chrupkości.
Daję szczyptę soli w sumie do wszystkiego, takie przyzwyczajenie. Do zupy mlecznej , ciasta na naleśniki. Odrobina myślę, że nadaje tej głębi smaku. Co do szczypty sody, wiele osób daje więcej ale ja nie za dobrze reaguję na sodę. Jednak z tą niewielką ilością sody muffiny doskonale wyrastają na proszku do pieczenia.
Nie mam wagi, dlatego korzystam z przeliczników typu szklanka, łyżka itp. Nie płaczcie, że szklanka szklance nie równa. Ja mam tą 250 ml. Pamiętacie te szklanki proste bez uszek i do nich były plastikowe albo metalowe, srebrne uchwyty. Takie dwie sztuki zostawiłam sobie właśnie na miarki.
Jeśli dolejecie ciut więcej oleju nic się nie stanie. Jeśli chodzi zaś o mąkę, to mogą być nawet te dwie szklanki ale wtedy dość ciężko się miesza masę. Dlatego w tej wersji takie niepełne, gdzieś około centymetr przed rantem, pasuje najbardziej. Chyba, że macie naprawdę wielkie, ciapowate banany.
Banany są słodkie więc te dwie łyżki cukru spokojnie wystarczą. Czekolada też daje swoje pięć groszy. Cztery łyżki to już dla prawdziwych słodziaków:).
Przygotowanie (banalnie proste)
Mieszamy suche składniki czyli cukier, mąkę, proszek, sól, soda. W miseczce widelcem rozgniatamy banany. Do suchych wlewamy mokre i mieszamy łyżką,aż będzie prawie gładka masa. Dorzucamy pokruszoną czekoladę. Przekładamy do foremek. Ja używam blaszki z Pepco z fajnym, wyprofilowanym kształtem muffinek. Oczywiście wkładam do środka papilotki.
Pieczmy około 20 minut w piekarniku bez termoobiegu w temperaturze 200 stopni.
Mój piekarnik żyje swoim życiem, więc czas pieczenia w przepisach jest typowo orientacyjny. Oczywiście patrzę na zegarek, ale też włączam czujnik zapachowy, czyli nos. Jak już ładnie pachnie, to wiem że muszę pilnować ciacha. Muffiny lepiej piec nieco krócej, aby zachowały swoją wilgotność miękkość. To musicie już dopracować sami.
Smacznego!!!