5.06.2025

Body Boom Bronze Pianka brązująca do ciała

Witajcie w świecie bladzichów! Dziś nieco dłuższe przywitanie, gdyż ... Cóż, należę do tej części społeczeństw, która posiada jasną karnację, słabo się opala, wyskakują mi piegi. O ile kilka piegów jest uroczych zwłaszcza na twarzy, to te na rękach już nie koniecznie. Moja opalenizna też nie jest zbyt ciemna, a poza tym nawet mimo dobrej pielęgnacji szybko traci na intensywności. Dlatego nie widzę najmniejszego sensu w smażeniu się na słońcu, a już tm bardziej w solarium. Stad moja zajawka na różne produkty samoopalające i brązujące. 

 

 

Body Boom to kosmetyk o działaniu samoopalającym. Czyli nakładamy na ciało, czekamy aż się wchłonie , zakładamy piżamkę i idziemy spać, a rano zmywamy. I tak powtarzamy aplikację do uzyskania tego pożądanego odcienia. Wiadomo na łapki rękawiczki, bo skóra dłoni uwielbia szybko zmieniać kolor. 

Produktów samoopalających jest na rynku obecnie bardzo wiele. Kosmetyki ewoluowały i można spotkać je w różnorakiej formie, czytajcie konsystencji. Od wody, serum, pianki, mleczka, balsamu  po treściwsze masła czy olejki. Sprawia to, że można lepiej dobrać produkt do potrzeb naszej skóry. 

Forma pianki tak jak w tym przypadku należy do lżejszych, nie obciążających tak skóry. Chociaż pianka piance nie równa i zużyłam też wersję Dove, którą musiałam się napracować aby wmasować w skórę. Tu aplikacja idzie sprawnie, produkt w miarę szybko zastyga na skórze. Pachnie znośnie. nawet gdy "zaczyna działać" nie ciągnie się za nim ten powalający smrodek. Owszem nieco go czuć, ale trzeba przyłożyć nos blisko skóry. 

 
Pianka nie wysusza ani też nie podrażnia skóry. Nie zastąpi pielęgnacji oczywiście, więc miedzy aplikacjami nakładamy ulubione smarowidło. Co do efektu jest to kosmetyk dla raczej bledszych okazów, jak ja właśnie. Po dwóch, trzech nałożeniach tej pianki nie macie co marzyć o wyglądzie czekoladki prosto z Bahama. Ale widać,że skóra nabrała zdrowych kolorów i wygląda naprawdę dobrze. W kierunku takim nieco mniej niż medium. 

Chyba bardziej wolę kosmetyki, które działają stopniowo tak jak pianka Body Boom niż takie, które od razu działają mega mocno, a przy okazji można sobie zrobić nimi kuku. Wbrew pozorom te słynne selftany nie są łatwe w nakładaniu. No inaczej ma się sprawa, jeśli jesteśmy opalone i chcemy podbić kolor naszej skóry. Ale na córce młynarza efekt może być opłakany. Tak więc dla początkujących taka pianka nie jest złym wyborem. Może nie ma tego efektu wow, ale wpadniecie w rytm systematycznej pielęgnacji. Zużyłam w między czasie piankę Dove, którą możecie upolować na promce w Rossmannie. Balsam Kolastyny i balsam o żelowej konsystencji z Eveline też dają radę na bladej skórze. Nie straszę bladością i nie jestem przeźroczysta, ani pomarańczowa jak po Ziaji Sopot (kto kiedyś używał to pamięta te czasy i do dziś się śmieje z marchewkowej opalenizny, ach ta młodość).

 


 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Thanks for comment!

Dziękuję za każdy komentarz !